sobota, 13 października 2012

Rozdział 5

~Diana

Moją starszą siostrę bardzo ucieszyła porażka, którą odniosłam w szkole. Majka uznała za zabawny fakt, że nie mam już koleżanek, a koledzy w popłochu uciekają z sali, gdy się do nich zbliżam. Ona sama w szkole była bardzo lubianą i popularną dziewczyną, więc liczyłam na to, że coś mi doradzi… Nie chciałam więcej, żeby Marcin wybiegał z sali po moim podejściu do ławki, bo klasa już miała z tego niezły ubaw.
Bardzo chciałam zamienić się miejscem z tą nową, Kasią, i usiąść obok Konstantego. Kiedy obserwowałam ich na lekcjach tego dnia nasz dziwny kolega nie odezwał się ani słowem. Wolałabym siedzieć z nim w ciszy i oglądać jak rysuje coś w zeszycie, niż siedzieć w jednej ławce ze zniesmaczonym Marcinem.
Nowa koleżanka bardzo szybko sprawiła, że dziewczyny zapomniały o moim spięciu z Natalią. Wszyscy woleli teraz rozczulać się nad jej urodą i figurą, co mnie bardzo satysfakcjonowało. Zdecydowanie lepiej się czułam, gdy o mnie nie gadali…
Właściwie jedyną osobą w klasie, która nie zamieniła z Kasią ani słowa (prócz mnie oczywiście) był Marcin. Nawet gdy ta piękna blondynka podeszła do niego na przerwie i chciała z nim porozmawiać, odszedł, zupełnie ją ignorując. Moim zdaniem kolejny raz zachował się bardzo po chamsku i pokazał jakim jest gburem… Ale nie mogłam przecież nikomu tego powiedzieć.
Bartek jak zwykle czekał na mnie pod szkołą, oparty o nowego czarnego volkswagena. Mój samochód nie wyróżniał się niczym spośród tych wszystkich pięknych pojazdów na szkolnym parkingu… Jeśli nie liczyć tego, że jako jedyny był prowadzony przez szofera. Wszystko dlatego, że nie chciałam robić prawa jazdy, a tata nie zgadzał się, żebym jeździła gdziekolwiek komunikacją miejską. Aż głupio się przyznać, ale nigdy nie jechałam autobusem ani tramwajem… Kiedyś fakt posiadania szofera był fajny i lanserski, ale już miałam dość dojeżdżania z nim pod kino, gdy wychodziliśmy z klasą…
Mój szofer był w rodzinie niemal od zawsze. Jego tata był naszym ogrodnikiem, więc jako dziecko Bartek często plątał się po domu. Później, gdy poczciwy pan Dariusz zmarł, przejął jego obowiązki i został moim kierowcą. I choć był ode mnie pięć lat starszy i bardzo się różniliśmy, zawsze bardzo dobrze się rozumieliśmy… Do momentu, gdy znalazł sobie dziewczynę, a ja zostałam zgwałcona.
– Diana! Czekaj!
Obejrzałam się i zauważyłam Krisa. Nowy szkolny pracownik przeciskał się przez tłum wychodzących ze szkoły uczniów, usiłując podejść jak najbliżej mnie. Nie chciałam z nim rozmawiać… Wydawał mi się sympatyczny, był całkiem przystojny… Ale odrzucał mnie, bo był facetem. Teraz każdy mężczyzna mnie odrzucał i bezpiecznie czułam się tylko przy Bartku, który był dla mnie jak brat.
Przyspieszyłam kroku i wyminęłam grupkę dziewczyn z pierwszej klasy. Gdy podeszłam do samochodu, chłopak dogonił mnie i chwycił za ramię. Zadrżałam, wyrywając się z jego uścisku. Jego dotyk mnie parzył, lekkie muśnięcie bolało… Chciałam uciec ze łzami w oczach jak najdalej od niego.
– Spieszę się – rzuciłam łamiącym się głosem i szybko wsiadłam do auta.
– Co to za koleś? – spytał Bartek.
Wzruszyłam ramionami i wzdrygnęłam się, gdy zatrzasnął za sobą drzwi. Skuliłam się na siedzeniu pasażera, zapinając pas i kładąc torebkę na ziemi. Zrzuciłam buty, nogi położyłam na siedzeniu, a kolana podciągnęłam pod brodę. W takiej pozie czułam się ostatnio najbezpieczniej i gdybym mogła, siedziałabym tak całymi dniami.
Bartek zapalił silnik i ruszył z parkingu, obserwując mnie uważnie kątem oka. Czasem odnosiłam wrażenie, że domyśla się, dlaczego zachowuję się w taki sposób. Od lipca ograniczył nasze spotkania do minimum, a gdy już się spotykaliśmy, unikał kontaktu fizycznego. Momentami czułam się, jakby się mną brzydził tak samo, jak ja.
– Dobrze się czujesz? – spytał po chwili, gdy wyjechaliśmy na ruchliwą ulicę, a kiedy skinęłam głową, westchnął. – Jadłaś dziś coś? Jesteś blada…
Wzruszyłam ramionami. Nie przypominałam sobie, żebym tego dnia cokolwiek zjadła, ale nie byłam pewna. Ostatnio bardzo często zapominałam o tym, co robiłam wcześniej, nie potrafiłam się skupić nawet na czynności tak prostej i mechanicznej jak jedzenie… Już nie raz narobiłam sobie wstydu, gdy mówiłam, że coś zrobiłam a wcale tak nie było. Wszyscy wokół sądzili, że kłamię… A ja najzwyczajniej w świecie sama nie wiedziałam, czy wykonałam daną czynność.
– Masz dziś zajęcia z tańca?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Tak?
– Nie wiem… Pytam… – mruknął, skupiając się na drodze.
– Też nie wiem – przyznałam, wbijając wzrok w deskę rozdzielczą. – Jedziemy za szybko…
Bartek spojrzał na licznik, a potem na mnie.
– Jedziemy pięćdziesiąt na godzinę… Powiedziałbym, że wolno, ale przepisowo…
– Zwolnij – przerwałam mu, odwracając głowę w drugą stronę.
Zrobił jak kazałam, w końcu za to mu płacono. Słyszałam jak prycha z niezadowoleniem, ale nic nie powiedział.
Kiedyś lubiłam jeździć z nim szybko, najlepiej nieprzepisowo. Lubiłam adrenalinę, a on o tym wiedział. Był doświadczonym kierowcą, doskonale panował nad samochodem i nigdy nie spowodował wypadku. Ufałam, że dowiezie mnie całą do domu… Teraz wszystko się zmieniło.

Następnego dnia rano wcale nie miałam ochoty wstawać. Kiedy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę z tego, że teraz chodzenie do szkoły jest dla mnie koszmarem. Obserwowanie tych wszystkich ludzi, którzy po kątach śmiali się ze mnie, brak przyjaciół, nieukrywane obrzydzenie Marcina i nauczyciele, którzy nie szczędzili sobie uwag na temat zmiany w moim zachowaniu i wyglądzie… Nie miałam ochoty znosić tego na nowo.
Dziękowałam Bogu, że o tej godzinie nie było już w domu nikogo prócz Bartka, który, czekając na mnie, sprawdzał najnowsze wiadomości w Internecie. Za to uwielbiałam czwartki: tata szedł wcześnie do pracy, mama na plebanię pomagać fundacji, a Majka już dawno była na wykładach. Mogłam spokojnie, w absolutnej ciszy, przyszykować się do wyjścia i nie wysłuchiwałam kąśliwych uwag na temat mojego ubioru.
W szkole niestety już w wejściu zostałam zlustrowana spojrzeniami uczniów i nie obyło się bez kilku obelg pod moim adresem. Udając, że wcale ich nie słyszę, powlokłam się na piętro, by na resztę przerwy zaszyć się na parapecie w kącie korytarza.
– Hej, Diano…
Obróciłam się automatycznie, szukając źródła męskiego głosu, który wypowiedział moje imię. Nie musiałam szukać daleko – zaraz za mną stał Kris, którego poprzedniego dnia poznałam w łazience. W ręce trzymał małą różową różyczkę, którą natychmiast podsunął w moją stronę.
– Dla ciebie… Piękny kwiat dla przepięknej dziewczyny… – rzucił.
Bez słowa zmierzyłam go spojrzeniem, choć w duchu zrobiło mi się bardzo miło. Po chwili nie wytrzymałam i uśmiechnęłam się delikatnie. Już dawno nikt nie był dla mnie tak serdeczny.
– Dziękuję – mruknęłam, chwytając różę.
Odwzajemnił uśmiech. Wcześniej nie zauważyłam, jak przyjemne miał rysy twarzy. Krótkie brązowe włosy postawione na żel, uśmiechnięte brązowe oczy i opalona skóra… W tym momencie pewnie nie jedna dziewczyna z klasy zazdrościła mi rozmowy z takim chłopakiem…
Przez moment zapomniałam o tym, co mnie bolało i czego nienawidziłam. Odchodząc w stronę klasy, rzuciłam mu jeszcze jeden krótki uśmiech. 

piątek, 5 października 2012

Rozdział 4

JEŚLI NIE PRZECZYTAŁAM / SKOMENTOWAŁAM CZYJEGOŚ ROZDZIAŁU, NIE ZAJRZAŁAM NA BLOGA ZGODNIE Z OBIETNICĄ, PRZYPOMNIJCIE MI! Właśnie zaczęłam studia i mam zbyt wiele na głowie, więc możliwe, że o kimś zapomniałam. Nie krępujcie się i mnie upominajcie! ;) 
~Kasia

– Kaśka, wstawaj do cholery…
Leżąca na starym łóżku dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Westchnęła ciężko, zakrywając twarz poduszką.
– Miałeś mnie odwieźć do domu! – jęknęła. – Ojciec mnie zabije…
Siedzący obok chłopak ściągnął z niej pościel i klepnął ją w goły pośladek.
– Szmacisz się po nocach to nic dziwnego…
Kasia ponownie otworzyła oczy. Siedzący obok szatyn o łagodnych rysach często wypominał jej sposób, w jaki zarabiała pieniądze, choć tak naprawdę mało go to obchodziło. Gdyby przeszkadzało mu, że jest panienką do towarzystwa, już dawno by z nią zerwał.
Kiedy w nocy przyjechał po nią pod dom jej stałego klienta, nawet nie skomentował faktu, że jest kompletnie pijana i dopiero co spała z obcym mężczyzną w średnim wieku. Nie obchodziło go to, że się sprzedaje, dopóki informowała go o każdej wizycie u klienta.
– Zapłacił ci chociaż? – spytał, przysuwając się i natychmiast kładąc rękę na jej podbrzuszu.
– Przestań, nie mam ochoty na seks – warknęła, gwałtownie wstając z łóżka. – Tak, zapłacił.
Minęła leżące na ziemi ubrania i opakowanie po pizzy, udając się do obskurnej łazienki. Przemyła twarz zimną wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy, potargane długie blond włosy, rozmazany makijaż… Zwykłe pozostałości po weekendowej pracy u pana Krzyżaka, ojca koleżanki ze starej klasy. Mimo tego, że wyglądała fatalnie, była z siebie zadowolona: w portfelu miała kolejne sto złotych i lada dzień zmieniała szkołę. Mogła być spokojna – żadna z dziewczyn z klasy nie dowie się o tym, w jaki sposób pracuje.
Ciągłe zmiany szkół i nie zawieranie bliższych znajomości w sąsiedztwie były jej sposobem na zachowanie tajemnicy. Póki co skutecznym, bo tylko ona i Karol wiedzieli, gdzie znika na całe noce. Zresztą, co tam inni… Najważniejsze, żeby nie dowiedział się o tym jej ojciec.
– Co powiesz ojcu? – spytał Karol, opierając się o futrynę.
Łazienka nie miała drzwi, więc wcale nie musiał wstawać z łóżka, żeby zadać jej pytanie. Doskonale wiedziała, że przyszedł tylko po to, by popatrzeć na jej półnagie ciało.
– To co zwykle… Impreza się przeciągnęła i zostałam na noc u Jolki. Nie będzie wnikał – rzuciła, rozczesując włosy.
Nigdy nie wnika i nic go nie interesuje… pomyślała z żalem.
Tęskniła za czasami, kiedy mieszkała z matką. Wtedy każdego dnia obserwowała, jak szykuje się na kolejne castingi, a potem razem z nią szła na plan zdjęciowy. Od najmłodszych lat podziwiała jej piękno i talent, chciała być taka jak ona… Chciała być aktorką, wszędzie rozpoznawaną pięknością, diwą z pierwszych stron gazet. Najlepiej ubraną kobietą roku, najładniejszą aktorką danego serialu…
Już w podstawówce starannie dobierała ubrania i brała udział w szkolnych przedstawieniach. Zapisywała się na kółka artystyczne, chodziła na lekcje dykcji. Później mama dostała angaż w USA i wyprowadziła się do nowego kochanka, a ona ponosiła porażkę za porażką na castingach do seriali. „Za gruba”, „za wysoka”, „za młoda”, „nie umiesz grać” mówili producenci i reżyserzy. Aż w kocu jeden z nich powiedział otwarcie: „bardziej nadajesz się do zarabiania ciałem”…
Karola poznała po tym feralnym przesłuchaniu. To jemu wyżaliła się ze swoich problemów, z nim straciła dziewictwo i przy nim poczuła, że w sumie seks to nic złego… A skoro może zarabiać na czymś, co sprawia jej przyjemność, to czemu nie?

– Co za wstyd! Spóźnić się pierwszego dnia do szkoły!
Kasia spojrzała na kierującego nowym oplem ojca z politowaniem. Zawsze pierwszego dnia się spóźniała i nikt nigdy nie miał jej tego za złe. To była jej taktyka, by nie zginąć z tłumie, zostać zauważoną. Jak przystało na przyszłą sławę, uwielbiała czuć na sobie spojrzenia innych. Sprawiało jej satysfakcję, gdy o niej szeptali.
Samochód łagodnie podjechał pod szkołę. Ojciec zgasił silnik i rozpiął pas. Kasia ze zdziwieniem obserwowała szykującego się do wyjścia tatę.
– No co? – spytał, gdy ich spojrzenia się spotkały. – Przecież idę z tobą…
– Chyba kpisz… – warknęła, szybko rozpinając pas i wyskakując na ulicę.
Nie zwracając uwagi na krzyczącego za nią ojca pognała do szkoły. W myślach modliła się, żeby jednak odpuścił i pojechał do domu.
Nienawidziła, gdy traktował ją jak dziecko, a robił to często. Chciał jej towarzyszyć wszędzie: u dentysty, w pierwszym dniu szkoły, w sklepie… Gdy kupowała swoje pierwsze stringi obserwował ją uważnie, pilnując, by wybrała najbardziej zabudowane, a na bal gimnazjalny sam wybrał jej sukienkę. Była ładna… Ale jednak wybrana przez niego. To sprawiło, że cały czar prysnął.
Gdy weszła na pierwsze piętro, natychmiast zwolniła kroku. Poprawiła ołówkową spódnicę, palcami przeczesała włosy i spojrzała na zegarek. Dopiero co zaczęła się lekcja… Miała jeszcze czas.
Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu toalety. Musiała wyglądać idealnie, czuć się komfortowo, tak, by inni mogli ją podziwiać. By dziewczyny zazdrościły, a chłopcy ją o niej marzyli.
Szła wzdłuż korytarza, uważnie przyglądając się wszystkim drzwiom. Wsłuchiwała się w stukot swoich obcasów, jakby chciała na jego podstawie zweryfikować, czy faktycznie porusza się lekko i z gracją. Gdy w końcu znalazła odpowiednie drzwi, pchnęła je lekko i z westchnieniem weszła do środka.
W kącie, na kremowych podłogowych płytkach, leżał młody szatyn. Był nieprzytomny i blady, na jego twarzy malował się grymas bólu. Bez większego zastanowienia podeszła uklęknęła obok, potrząsając jego ramieniem. Starała się zachować spokój, nie panikować, choć nigdy wcześniej nie miała do czynienia z czyimś zasłabnięciem. Trzęsącymi się rękoma zaczęła klepać go po policzkach. Odetchnęła z ulgą, gdy uchylił oczy.
– Co się stało? Jesteś naćpany? Chory!? Możesz wstać!?
Chłopak nie zareagował. Zamrugał powoli, po czym spojrzał na nią zdziwiony. Oczy miał przeszklone, ale z pewnością nie brał narkotyków. Wiedziała, jak wyglądał Karol na haju…
Usiadł i bezwładnie oparł się o ścianę, ciężko przełykając ślinę. Wyciągnęła z torebki wodę i podała mu odkręconą już butelkę.
– Pójdę po pielęgniarkę albo kogoś… – mruknęła, podnosząc się z ziemi.
Chłopak wziął łyka wody, a gdy usłyszał o pielęgniarce natychmiast wypluł zawartość ust i zaprotestował. Kasia ponownie ukucnęła obok niego, przyglądając mu się uważnie.
– Co się stało? – drążyła.
– Nic… Chyba przyćpałem… – podniósł się z ziemi i oddał jej butelkę. – Dzięki i nara…
Odprowadziła go wzrokiem do drzwi, przy okazji lustrując spojrzeniem. Nie wyglądał na ćpuna, raczej na porządnego chłopaka, który źle się poczuł. Był ubrany schludnie, ale na luzie, na rękach nie miał śladów po igłach. Nie miał żadnych objawów przedawkowania…
Pospiesznie poprawiła makijaż, otrzepała spódnicę i wyszła z łazienki, kierując się do sali, w której miała mieć lekcje. Chłopak szedł kilka metrów przed nią. Jakież było jej zdziwienie, gdy wszedł do sali z numerem, który życzliwa nauczycielka napisała jej kilka dni temu na kartce…