~Marcin
–
Sam tak siedzisz?
Marcin
przeniósł wzrok z okna na stojącą obok dziewczynę. Nowa koleżanka z klasy
uśmiechała się całkiem sympatycznie, obserwując go uważnie. Nie miał ochoty z
nią rozmawiać. Doskonale wiedział, że spyta o wydarzenia z poprzedniego dnia, o
jego omdlenie w damskiej toalecie. Już wystarczająco najadł się wstydu…
Ponownie
spojrzał w okno, za którym łagodne promienie słońca przecinały szkolny
dziedziniec. Tak bardzo chciał znaleźć się na dworze, uciec od tych wszystkich
ciekawskich spojrzeń osób, które właśnie go obgadywały.... W myślach przeklinał
ciotkę, która nie pozwoliła mu zostać w domu.
–
Musisz chodzić do szkoły! Narobisz sobie zaległości od początku i co będzie! –
mówiła poprzedniego wieczoru.
Była
nieugięta, nie pomogło nawet opowiadanie o tym, jak zemdlał w łazience, jak
wymiotował po zajęciach. Uparcie twierdziła, że po jednej sesji chemioterapii
nie może mieć żadnych skutków ubocznych.
– Idź
szukać przyjaciół gdzie indziej – mruknął, widząc w szybie odbicie wysokiej
blondynki.
–
Nie szukam przyjaciół – obruszyła się. – Ani przyjaciółek, ani faceta...
–
Sponsora? – spytał ironicznie, spoglądając na nią.
Jej
reakcja go zdziwiła: otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili
zamknęła je i kilka sekund wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, po czym
parsknęła wyjątkowo sztucznym śmiechem.
–
Żałosny jesteś…
–
Nie bardziej niż ty – odparował, zeskakując z parapetu i odchodząc w stronę
sali.
Nie
chciał być niemiły, ale nie chciał też zawierać żadnych nowych znajomości ani
przyjaźni. Po co? Żeby któregoś dnia przyszło mu do głowy wyżalić się komuś i
narobić sobie wstydu? Żeby było więcej osób, dla których warto byłoby walczyć i
cierpieć?
Przepuścił
w drzwiach Dianę, która była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła jego
uprzejmego gestu. Nic dziwnego – z uwielbieniem wpatrywała się w różową
różyczkę, którą niosła dumnie przed sobą.
Mimowolnie
uśmiechnął się do siebie i ruszył do przodu. Zawsze chciał dać jakiejś
dziewczynie kwiatka, sprawić komuś tyle przyjemności małym gestem. Obserwować
jej uśmiech, pojawiający się na twarzy na zmianę z rumieńcem.
Nie
miał wielkim wymagań co do dziewczyn: jego wybranka nie musiała być piękna,
zgrabna, popularna, lubiana. Nie miała się podobać kolegom i ludziom na ulicy,
ale jemu. Miała być piękna duszą. Uśmiechnięta, zabawna, miała znać swoją
wartość. Ale przede wszystkim miała być tylko jego…
Uświadomił
sobie, że jest tyle rzeczy, które chciałby zrobić przed śmiercią… Chciałby
spełnić wszystkie swoje marzenia, zwłaszcza te najdrobniejsze. Nie myślał o
wygraniu w totka, ale o przyziemnych sprawach, jak wyciągnięcie Daniela z domu
dziecka, romantyczna kolacja z jakąś dziewczyną, przypadkowy seks w miejscu
publicznym, zakup motoru…
Kasia
do końca dnia nie dawała mu spokoju. Co przerwę chodziła za nim, obserwując go
uważnie.
Niewiele
mówiła, jednak sama jej obecność krępowała go. Marcin odnosił wrażenie, że
trzyma się przy nim tylko po to, żeby nie być sama i jednocześnie nie musieć z
nikim rozmawiać.
–
Wiesz… Mało mówisz… Podoba mi się to – rzucił, gdy w czasie dużej przerwy
wyszli na zalany słońcem dziedziniec.
–
Zwykle mówię więcej. Teraz po prostu wiem, że ty nie chcesz gadać – zaśmiała
się, siadając na murku.
Marcin
usiadł obok i westchnął. Nie miał pojęcia, o czym mógłby z nią rozmawiać.
Wydawała się sympatyczna, ale nie mógł przecież zacząć jej się zwierzać. Nie
chciał plotkować, gadać o tak zwanych bzdetach. W tej chwili po głowie chodziło
mu tylko jedno…
– Co
byś zrobiła, gdybyś wiedziała, że została ci końcówka życia? Co chciałabyś
zrobić przed śmiercią…? – spytał nagle, gdy Kasia sięgnęła do torebki po
kanapkę.
Dziewczyna
westchnęła i spojrzała na niego ze zdziwieniem. Chwilę zastanawiała się nad
odpowiedzią, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
–
Skoczyłabym na bungee. I zorganizowała jakąś szaloną domówkę w amerykańskim
stylu. A ty?
Marcin
odwrócił głowę w przeciwną stronę. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Żałował,
że poruszył ten temat, bo wcale nie miał ochoty opowiadać o tym, czego pragnie
przed śmiercią. Postanowił zignorować pytanie Kasi i zaczął uważnie obserwować
Dianę, zmierzającą w stronę kontenera z makulaturą.
Zastanawiał
się, dlaczego tam idzie. Była raczej spokojną i cichą dziewczyną, grzeczną uczennicą,
a za kontener chodzili tylko narkomani i palacze oraz pary, które chciały się
pomacać w czasie przerwy.
Dziewczyna
podeszła do stojącego przy kontenerze chłopaka o ciemnych włosach. Marcin nie
kojarzył go ze szkoły, nie był to też kierowca Diany, który wszędzie za nią
chodził. Ignorując mówiącą o skoku na bungee Kasię, obserwował uważnie
koleżankę. Najpierw rozmawiała spokojnie o czymś z chłopakiem, potem roześmiała
się i zarumieniła. Chwilę później chłopak przysunął się do niej i objął ją
ramieniem. Gdy chciała się odsunąć, nie pozwolił jej na to. Nie zwracał uwagi
na jej protesty i nachalnie przyciągnął ją do siebie.
Z
daleka było widać, że Dianie to nie odpowiada – można by rzec, że wręcz nie
życzyła sobie tego. Protestowała, usiłując odsunąć większego od siebie o głowę
chłopaka, który coraz bardziej na nią napierał.
Marcin
zawahał się. Z jednej strony wiedział, że powinien pomóc dziewczynie, ale z
drugiej nie wiedział, jak zareaguje. Mogła to być zwykła sprzeczka pary, ale
równie dobrze mogło to być coś poważniejszego. Jednak gdy chłopak z całej siły
pchnął drobną dziewczynę na kontener, nie miał już najmniejszych wątpliwości.
Wstał i bez słowa skierował się w ich stronę.
–
Zostaw ją – wycedził.
Chłopak
nie zareagował. Diana wciąż usiłowała wyrwać się z jego uścisku, cicho
pojękując z bólu.
Marcin
odepchnął wyrostka od koleżanki, mrużąc oczy.
–
Powiedziałem, że masz ją zostawić!
Ciemnowłosy
chłopak nie pozostał mu dłużny – natychmiast ruszył do ataku, rzucając
niecenzuralnymi wyzwiskami w jego stronę. Diana pisnęła, gdy wymierzył jeden
cios prosto w twarz Marcina, który natychmiast chciał się obronić.
Przeszkodziła mu Kasia, która podbiegła do nich i zaczęła ich rozdzielać.
–
Wynoś się stąd!
– warknęła do chłopaka, który, ku zdziwieniu wszystkich, pokornie się wycofał,
opuszczając teren szkoły.
– W porządku? – spytała Kasia,
chwytając go za ramię i uważnie przyglądając się jego twarzy.
Marcin nieco nieprzytomnie skinął
głową. Nie czuł bólu po ciosie, który zadał mu chłopak. Martwił się o Dianę,
która stała oparta o kontener z twarzą ukrytą w dłoniach. Widać było, że jest
roztrzęsiona, przerażona. Nie dziwił jej się.
Spojrzał na nią badawczo i już
miał spytać, czy ona czuje się dobrze, kiedy dziewczyna rozpłakała się i
pobiegła w stronę parkingu, na którym cały czas stał samochód jej kierowcy.
Ojej, ojej!!!
OdpowiedzUsuńBiedna Diana. Szkoda mi jej ;(
Tyle się na wycierpiała, no nie tylko ona. No i przecież Marcin, przez ta chemio terapię. [nie wiem jak to się pisze-_-']
Kurczę twoja opowieść i=jest inna od reszty i chyba ty zostanę, bo naprawdę żal mi opuszczać tą stronę. :D
Pozdrawiam i życzę weny!
Bo "W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca." Paulo Coelho
Zajrzałam i z miejsca się zakochałam. Twoje opowiadanie jest inne niż wszystkie jakie czytałam, jest takie prawdziwe. Szkoda mi Diany i Marcina.Mam nadzieję, że wszystko im sie jakoś ułoży. : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rany, Biedna Diana. Co za facet, ciesze się, ze Marcin zaprotestował temu, bo co by się stało. Tylko jakoś zaczyna denerwować mnie Kasia... Nie wiem czemu, ale cóż. Cudownie piszesz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Is
Hej!
OdpowiedzUsuńJestem w końcu!! Od razu mówię, że wszystkie rozdziały pod którymi nie masz mojego komentarza przeczytałam. W tym rozdziale bardzo szkoda zrobiło mi się Diany. Tyle co ona wycierpiała, to ech..... Ten gościu był po prostu beznadziejny. A Marcin jest słodki, tak fajnie się za nią wstawił. To ja się nie rozpisuje, życzę weny i pozdrawiam :)
PS. Mam nadzieje, że jak u mnie pojawia się nowy rozdział to go przeczytasz :)
Wesołych Świąt!