wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 10

Zdałam całą sesję w pierwszym terminie! Jestem z siebie taka dumna... :3
Miałam ostatnio naprawdę wiele na głowie (studia, dom, prowadzenie 3 blogów na raz też nie jest łatwe...), dlatego trochę zaniedbałam Wasze blogi, ale NADRABIAM!
Przypominajcie mi o sobie ;)
~Marcin

Ulubionym zapachem, kojarzącym się Marcinowi z dzieciństwem, były perfumy jego matki. Będąc małym chłopcem uwielbiał wtulać się w nią i wdychać tę niezwykłą kompozycję zapachową: sandałowiec, jaśmin, narcyz, róża i wanilia… Dzięki niej do teraz potrafił bez problemu przywołać do siebie wspomnienia z dzieciństwa. Ilekroć czuł je w jakimkolwiek miejscu, ogarniał go niezwykły wręcz spokój.
Dokładnie jak tego dnia na lekcji wychowawczej.
Wpatrywał się w ławkę, rozmyślając o siedzącej obok Dianie i śladach po nieudanej próbie samobójczej na jej ręce, gdy nagle do jego nozdrzy doszła woń matczynych perfum. Mimowolnie zamknął oczy i westchnął, pozwalając wyobraźni przenieść się w dawne czasy...

Śliczna czarnowłosa kobieta siedziała w fotelu w kącie słonecznego salonu. Na jej dobrze zarysowanych czerwonych ustach widniał delikatny uśmiech, a głębokie niebieskie oczy błądziły po pożółkłych kartkach książki, którą trzymała ręku. Trzynastoletni Marcin siedział na puszystym dywanie. Z zapałem rysował rysikiem po białej kartce, którą chwilę temu wyciągnął z kserokopiarki ojca. Co kilka sekund przerywał kreślenie, by z zaciekawieniem i pasją spojrzeć na matkę. To ją rysował.
Monika Maj na chwilę przestała czytać i znad książki spojrzała na syna. Uśmiechnęła się szerzej i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Cały dzień rysujesz…
Marcin podniósł głowę znad kartki i uśmiechnął się do matki najszerzej jak umiał. Kochał rysować, zwłaszcza ją. Była dla niego taka piękna, idealna… Tak bardzo ją kochał, że nie wyobrażał sobie życia bez niej. Chciał, by jego przyszła żona była taka jak mama – nie tylko pod względem wyglądu, ale głównie charakterem. Żeby była tak delikatna, uśmiechnięta, żeby miała tak dobre serce jak ona…

Ktoś szturchnął go w ramię. Przebudzony z zamyślenia podniósł głowę i rozejrzał się po sali. Uczniowie powoli wychodzili na korytarz, z którego dobiegał gwar zwiastujący przerwę.
Kasia stała za nim, czekając, aż podniesie się, by wyjść z już prawie pustej klasy. Zapach matczynych perfum rozpłynął się w powietrzu, co wywołało u niego nagły przypływ nostalgii. Z nadzieją wciągnął powietrze nosem, lecz jedynym zapachem, jaki dotarł do jego nozdrzy, był odór nieodgrzybionej klimatyzacji.
– No chodź już! – popędziła blondynka, ponownie klepiąc go w ramię.
Marcin podniósł się i wolnym krokiem skierował w stronę drzwi. Wciąż rozmyślał o perfumach mamy. Zapach, który poczuł w sali, był realny, więc któraś z dziewcząt musiała używać dokładnie takich samych perfum. Już wiedział, że to nie Kaśka, bo idąc z nią korytarzem w stronę schodów już ich nie czuł.
Tomek czekał na niego między trzecim a czwartym piętrem. Swobodnie opierał się o parapet, trzymając ręce w kieszeniach szerokich spodni z krokiem w kolanach. Marcin westchnął i bez wahania podszedł do niego, zostawiając Kaśkę samą wśród uczniów z innych klas. Wiedział, że postępuje niezbyt sympatycznie, ale musiał porozmawiać z Tomkiem. To on był jego ostatnią deską ratunku.
– Masz? – spytał, witając się z chłopakiem uściskiem dłoni.
– Forsa jest?
Marcin sięgnął do kieszeni i wydobył z niej portfel, dyskretnie wręczając chłopakowi sporą sumę pieniędzy. Doskonale wiedział, że przepłaca... Ale pilnie potrzebował morfiny.
Ból, który odczuwał ostatnimi dniami, stawał się nie do zniesienia. Nie miał jednak zamiaru informować o tym ciotki, bo ta od razu zawiozłaby go do szpitala. Chciał zachować się jak prawdziwy mężczyzna, umrzeć z godnością z dala od lekarzy i chemii, która tylko odwlekłaby o parę tygodni to, co nieuchronne.
Tomek wręczył mu siateczkę z nadrukiem firmy odzieżowej, w której było ukrytych kilka przezroczystych flakoników, strzykawek i igieł.
– Młody, uważaj – mruknął Tomek, ponownie chowając ręce do kieszeni. – To straszne świństwo...
Gdy zadzwonił dzwonek Tomek natychmiast zszedł na dół, zostawiając zamyślonego chłopaka samego na półpiętrze.
Marcin chwilę wpatrywał się w stojącą na schodach Kaśkę. Długonoga szczupła blondynka właściwie wcale nie była w jego guście, ale nie mógł powiedzieć, że nie jest atrakcyjna. Miała kształtną pupę, uwodzicielskie spojrzenie, tajemniczy uśmiech. Była wystarczająco seksowna, żeby mógł pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. Zwłaszcza, że już niedługo miał umrzeć...
– Chodź... – mruknął, podchodząc do niej i pociągając ją za rekę w stronę najbliższej toalety. – Mam ochotę się zabawić...

– Jesteś największą egoistką, jaką znam… – wycedził Marcin, opierając się o maskę swojego samochodu.
Chodząca w kółko po parkingu Diana gwałtownie zatrzymała się i posłała mu wściekłe spojrzenie.
– Nikt nie pytał cię o zdanie – odparowała, obracając się na pięcie i znów zaczynając maszerować przed siebie.
Marcin pokręcił głową z dezaprobatą. Wciąż nie potrafił zrozumieć, jak mogła chcieć odebrać sobie życie! Pochodziła z dobrego domu, bez przemocy, patologii… Miała wszystko, czego mogła zapragnąć i jeszcze wpadła na tak głupi pomysł. Podczas gdy on i wiele innych osób codziennie modlili się o życie, Diana ot tak po prostu chciała się zabić!
Sam nie wiedział, dlaczego zgodził się poczekać z nią pod szkołą za kierowcą. Już dawno mógłby być w domu, wypoczywać albo odwiedzić Daniela… Ale wolał zostać z nią.
Coś w środku podpowiadało mu, że Diana tego właśnie potrzebuje – opieki, poczucia bezpieczeństwa. Nie bez powodu poprosiła o towarzystwo właśnie jego. Być może przy nim czuła się dobrze, spokojnie, a przecież w takim wypadku nie mógł jej odmówić swojej obecności.
Mimo tego, co chciała ze sobą zrobić, Marcin lubił ją bardziej niż kiedyś. Wcześniej była królową mody, najpopularniejszą dziewczyną w szkole, która wszystkich miała za gorszych od siebie. W tym roku szkolnym stała się kimś zupełnie innym – spokojną, nieśmiałą, kruchą i wiecznie wystraszoną istotką, którą wręcz należało chronić. Delikatną kobietką, z którą chciał przebywać żeby czuć się potrzebnym.
– Pewnie, że nie… Bo tobie zawsze mówi się to, co chcesz usłyszeć – mruknął, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
Dziewczyna prychnęła, usiłując zignorować jego słowa.
– Swoją drogą, piękne blizny ci zostaną… Takie kobiece – rzucił, spoglądając na dziewczynę z rozbawieniem.
– Nic ci do tego! – warknęła, odwracając się do niego z impetem. – Zachowaj te durne uwagi dla siebie!
Jej twarz poczerwieniała ze złości, a w oczach pojawiły się łzy. Odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić.
Marcin westchnął, zakładając ręce na piersi. Kiedyś Diana lepiej znosiła krytykę, potrafiła odeprzeć atak, a teraz? Tak po prostu zbierało jej się na płacz. Zrobiło mu się żal dziewczyny – zdecydowanie działo się z nią coś niedobrego.
Bez większego zastanowienia podszedł do Diany i delikatnie ją przytulił. Ku jego zaskoczeniu nie oponowała, lecz wtuliła się w niego i rozpłakała jak dziecko.
Nagle jeszcze bardziej chciał się nią zaopiekować, wspierać, bronić. Jej łzy i cichy szloch podziałały na jego opiekuńczą naturę jak płachta na byka. To, że oparła głowę na jego torsie, a łzy wsiąkały w jego koszulkę potraktował jak ciche przyzwolenie na zaopiekowanie się nią. Mimo tego, że niecałe trzy godziny wcześniej współżył z Kaśką w toalecie, teraz nie potrafił się powstrzymać i pochyliwszy się lekko nad Dianą, złożył krótki delikatny pocałunek na jej wilgotnych od łez ustach.

3 komentarze:

  1. Szkoda mi tych nastolatków, bo każdy z nich musi dźwigać jakiś ciężar;/ Od początku wydawało mi się, że Marcin pasuje do Diany (albo od kilku ostatnich rozdziałów) i mam tylko nadzieję, że jednak nie umrze... Może coś wymyślisz i go nie uśmiercisz?:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :)
    Na początku muszę Cię strasznie przeprosić, że jestem dopiero teraz, ale jakieś cholerstwo mnie rozłożyło i czytanie przychodziło mi z trudem. A co dopiero czytanie ze zrozumieniem. Więc przepraszam i biorę się za komentowanie.
    Biedny Marcin :( Tak mi go szkoda. Jest przecież taki młody i już śmiertelnie chory. Nawet nie chce się leczyć. Tomek nie powinien dawać mu tej morfiny. Istnieje prawdopodobienstwo, że środek może mu zaszkodzić. A teraz jeszcze ta sytuacja z Dianą.. z tego mógłby być piękny związek. Mam nadzieje, że nie skończysz tego fakt smutno.
    Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie żal mi Diany. Zasługuje na naprawdę dobre życie, a jest nieszczęśliwa przez fanatyzm religijny rodziców. Zachowanie Marcina trochę mnie odrzuciło, ale skoro tak lubi... Tomek za to popadł w ogromne tarapaty, nie dość, że sam ma kłopoty z narkotykami, to jeszcze taka rodzina. Za to Kaśka bardzo przeżyła porażkę na castingu. Jestem ciekawa jak to dalej rozwiniesz:) To chyba najlepsze z Twoich opowiadań. Czekam na następną część;)

    OdpowiedzUsuń

Doceniam konstruktywną krytykę, na którą liczę.
Nie akceptuję komentarzy nieodnoszących się do treści bloga, dających mi do zrozumienia, że ktoś nie przeczytał notki, a także SPAMU w nieodpowiednim miejscu.