niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 9

~Diana

W tańcu towarzyskim to kobieta odgrywa główną rolę. Swoim strojem, fryzurą, makijażem i kocimi ruchami przyciąga uwagę publiczności i przysłania mężczyznę. To o niej się mówi, ją się podziwia. Nie jest ozdobą partnera – to on jest tylko dodatkiem do niej, dopełnieniem całości.
Wiktor tego nie rozumiał…
Od samego początku kursu chciał błyszczeć. Wydawało mi się, że wystarczy wejść na salę, by wszyscy obecni bili brawa na stojąco. Nie był jednak na tyle przystojny, dostojny, męski, by zachwycić publiczność samą swoją obecnością, choć nie brak mu było talentu.
Był moim partnerem od samego początku. Razem robiliśmy pierwsze kroki na parkiecie, chociaż czasem odnosiłam wrażenie, że wcale nie jest nowicjuszem. Poruszał się z gracją, z wielką pasją wirował na parkiecie. Miałam wielkie szczęście, że instruktorka przydzieliła mi właśnie jego… Ale nie zawsze o tym wiedziałam.
Byłam zmuszona szybko przywyknąć do jego fochów, krzyków, scen zazdrości o popularność i pochlebstwa. W końcu przestałam zwracać uwagę na złośliwe docinki z jego strony, gdy ktoś mówił „Diano, wyglądasz przepięknie!”. Nie jedną noc przepłakałam przez niemiłe słowa, które padły pod moim adresem, ale prędko nauczyłam się z nimi żyć.
Największym problemem Wiktora było właśnie to, że w tańcu chciał być kobietą. Z występu na występ wybierał coraz to bardziej wyszukane i krzykliwe stroje, starając się przyćmić mój kobiecy blask. Chęć błyszczenia przysłaniała mu rzeczywistość. Liczyły się tylko oklaski, miłe słowa, okrzyki na jego cześć. Nie zwracał uwagi na wygraną, na zdobyte puchary, medale... Liczyło się tylko to, co powiedzą inni.
Nic dziwnego, że gdy stał się pośmiewiskiem całej tanecznej społeczności, popadł w depresję…
Dopiero teraz, siedząc na parapecie owinięta grubym kocem z pozszywaną ręką, zrozumiałam, dlaczego Wiktor popełnił samobójstwo. Bał się tego, co jeszcze mogą powiedzieć o nim ludzie, jak bardzo mogą go skrzywdzić… Bolało go to, że nikt nie akceptował jego sposobu bycia, nie rozumiał jego ambicji i tego, dlaczego cierpi. Mnie nie bolał brak zrozumienia ze strony innych, ale sam fakt cierpienia. Nie chciałam dłużej tego znosić, żyć w strachu i stłamszeniu… Dlaczego próbowałam popełnić samobójstwo.
Niestety, nie miałam tyle szczęścia co Wiktor. Wybrałam zły czas, złe miejsce, zły sposób. Ale skąd miałam wiedzieć, że akurat gdy cała rodzina pojedzie na wielkie zakupy do centrum handlowego, Bartkowi przyjdzie do głowy wynurzenie się z ogrodu i zaproszenie mnie na basen!?
Właściwie to byłam już nieprzytomna, kiedy mnie znalazł. Tak niewiele brakowało… A jednak obudziłam się. Sama, w szpitalnej sali, wśród metalowego sprzętu, przykryta kołdrą w białej wykrochmalonej poszwie. Chwilę później wpadli rozzłoszczeni rodzice i nikt nie pytał, dlaczego chciałam odebrać sobie życie. Najważniejsze było to, że dopuściłam się grzechu i narobiłam wszystkim kłopotów, to, że powinnam trafić do psychiatryka. Dla mamy priorytetem stało się to, żeby ta historia nie rozeszła się poza nasza rodzinę, a dla taty pierwszorzędną sprawą było sprowadzenie dla mnie księdza, żebym mogła się wyspowiadać…
– Di…
Oderwałam wzrok od pozszywanego przedramienia i spojrzałam na stojącego w progu Bartka. Opierał się o futrynę, z której kilka dni wcześniej na rozkaz taty wystawił drzwi, co miało być symbolem utraconego zaufania i prywatności.
– Czas do szkoły…
Beznamiętnie zwlokłam się z parapetu, odkładając koc na fotel. Wciągnęłam przez głowę szeroką dresową bluzę i schowałam ręce do kieszeni, bez słowa opuszczając pokój. Bartek westchnął i wyszedł za mną, chwytając stojącą przy futrynie torbę z moimi książkami.
Wiedziałam, że oczekuje ode mnie wdzięczności, miłego słowa za to, że mnie uratował… Ja jednak miałam mu to za złe. Nie prosiłam go o to, więc nie miałam zamiaru dziękować. Ani jemu, ani nikomu innemu... To przez nich wciąż jeszcze żyłam. Od samego przebudzenia w szpitalu do nikogo się nie odzywałam i nie chciałam tego zmieniać. Tak było mi dobrze – życie w cierpieniu było o wiele łatwiejsze do zniesienia w ciszy.
Nie zasiadłam na przednim siedzeniu pasażera jak miałam w zwyczaju. Usadowiłam się z tyłu, natychmiast zapinając pasy i podciągając kolana pod brodę. Kątem oka widziałam, jak Bartek ze złością spojrzał na piasek, który opadł z moich adidasów na siedzenie, jednak nie skomentował tego i zablokował drzwi. Zupełnie, jakby bał się, że przyjdzie mi do głowy wyskoczenie z pędzącego samochodu…
Kiedy dojechaliśmy pod szkołę i usłyszałam dźwięk centralnego zamka, natychmiast wyskoczyłam z samochodu, chwytając leżącą na siedzeniu obok torbę. Tak bardzo chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od Bartka i jego podejrzliwego wzroku, że nawet nie zauważyłam, że torba była otwarta i nim się obejrzałam, jej zawartość znalazła się na chodniku.
Zaczęłam zbierać książki z płyt chodnikowych, podczas gdy Bartkowi wcale nie było spieszno, by mi pomóc. Podejrzewałam, że to rodzaj zemsty za moje zachowanie i postanowiłam to zignorować.
– To chyba twoje.
Podniosłam wzrok w poszukiwaniu źródła znajomego mi głosu. Stojący obok Marcin wyciągał w moją stronę dłoń, w której trzymał różowy błyszczyk od Maybelline. Podniosłam się z ziemi i bezmyślnie chwyciłam swoją własność, nie zwracając specjalnie uwagi na to, że przy zbieraniu porozrzucanych po chodniku rzeczy podciągnęły mi się rękawy bluzy.
Marcin natychmiast to zauważył. Oddając mi mój ulubiony kosmetyk chwycił delikatnie mój nadgarstek, spojrzał na ślady po niezdarnych cięciach i szwy założone przez lekarzy w szpitalu. Później przeniósł wzrok na moją twarz, ale nie byłam w stanie odczytać jego reakcji. Pospiesznie odsunęłam rękę i poprawiłam rękaw, zakrywając rany.
– Dzięki – mruknęłam, spuszczając głowę.
Było mi głupio, że to zauważył. Nie bez powodu w dwudziestopięciostopniowy upał założyłam bluzę z długim rękawem. Nie chciałam żeby ktokolwiek dowiedział się, że nie potrafiłam nawet porządnie ze sobą skończyć…
Wyminęłam go, wrzucając zebrane z chodnika rzeczy na oślep do torby. Po chwili jednak zatrzymałam się. Przed oczami stanął mi obraz z mojego ostatniego dnia w szkole: pomocnik woźnego, Kris, i jego obleśne słowa, mające nakłonić mnie do seksu za kontenerem.
Bałam się iść dalej. Nie miałam pojęcia, co bym zrobiła gdybym znów go spotkała lub chociaż zobaczyła go z daleka. Dla niego to pewnie byłoby przezabawne… Że dziewczyna się go boi, że ma ochotę uciec, zapaść się pod ziemię.
Po zachowaniu Marcina przy kontenerze wiedziałam, że nie pozwoliłby mi zrobić krzywdy. Nie dopuściłby, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Wtedy zachował się wobec mnie tak sympatycznie, że teraz postanowiłam poprosić go o pomoc. Właściwie, to nie miałam zbytniego wyboru – mogłam wejść do szkoły sama lub powierzyć się w jego ręce…
– Marcin… – zaczęłam, odwracając się w jego stronę. Gdy spojrzał na mnie pytająco, westchnęłam. – Mógłbyś… Mógłbyś wejść ze mną do szkoły?
– Jasne – rzucił bez wahania, podchodząc bliżej. – Ale pod jednym warunkiem…
Jęknęłam w duchu. Nienawidziłam „warunków”…
– Przysięgniesz, że nie będziesz więcej próbowała – powiedział, rzucając w stronę mojej ręki znaczące spojrzenie.
– Obiecuję…
Nie, nie będę próbowała. Następnym razem zabiorę się za to porządnie...

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział :)
    Jejciu, Diana posunęła się chyba trochę za daleko. No ale niestety miała powody ku temu, by ze sobą skończyć. To smutne. A co do historii Wiktora, to po prostu brak słów. Spodobał mi się fragment, jak Diana poprosiła Marcina, żeby wszedł z nią do szkoły. Widać, że mu ufa :) To miłe, mam nadzieje, że jeszcze może będą razem.
    No cóż to ja się nie rozpisuje, życzę weny i pozdrawiam ^^
    PS.Przy okazji mam zaszczyt zaprosić Cię do siebie na rozdział, z moim zakończeniem historii Titanica ^^ Mam nadzieje, że Cię zainteresuje :)
    titanic-by-melodia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Melodia. Naprawdę się posunęła za daleko...
    Choć każdy ma problemy... Nie powiem, że nie. Ja również mam czasem myśli samobójcze, ale zawsze z tego wybrnę i patrzę ba świat optymistycznie :D
    Pozdrawiam i ja również życzę weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu nadrobiłam ostatnie i mam Ci do powiedzienia tylko trzy słowa : O mój Boże :O jestem w szoku . ciekawie piszesz i to nie jest kolejne opowiadanie 'zostawił mnie. idę się zabić' tylko problemy które przedstawiasz są oryginalne, każdego bohatera dręczy coś innego... naprawdę świetne i czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń

Doceniam konstruktywną krytykę, na którą liczę.
Nie akceptuję komentarzy nieodnoszących się do treści bloga, dających mi do zrozumienia, że ktoś nie przeczytał notki, a także SPAMU w nieodpowiednim miejscu.